A miało być tak pięknie…Nowe auto miało pchnąć jugosłowiańską gospodarkę do przodu, zmienić wizerunek marki na zachodnich rynkach i pokazać, że za żelazną kurtyną też można zbudować nowoczesny samochód. Niestety, ambitne plany storpedowały działania wojenne w Jugosławii.
Prace nad następcą Zastavy 101, będącej jugosłowiańską wersją Fiata 128, ruszyły w 1983 roku. Już w założeniach nowy samochód miał przede wszystkim trafiać na eksport, więc Jugosłowianie stawali na głowie, aby ich auto było jak najbardziej konkurencyjne. Jak łatwo się domyślić, najpierw zwrócili się do Fiata. Włosi zaproponowali licencję na swój najnowszy model – Tipo, lecz propozycja nie znalazła uznania. W Jugosławii nie chciano kolejnej licencji. Uznano, że zaprojektowanie podwozia jest jak najbardziej w ich zasięgu. Problemem okazały się silniki. Opracowanie nowoczesnych jednostek byłoby zbyt drogie, więc po raz kolejny zwrócono się do Fiata o wsparcie technologiczne. Odpowiedź Włochów była jednak stanowcza: albo cała licencja na Tipo, albo nic. Ale dla chcącego nic trudnego! Jugosłowianie dość szybko dogadali się w sprawie silników z Nissanem. Taki egzotyczny mariaż prawie stał się faktem, gdy nagle odezwali się panowie z Fiata, wyraźnie podrażnieni perspektywą nowej współpracy. Teraz zaoferowali dokładnie to, czego Jugosłowianie chcieli: nowoczesne silniki.
Pozostało jeszcze nadwozie. Tutaj też zawierzono Włochom. Za projekt odpowiedzialne było sławne biuro ItalDesign, twórca wyglądu takich aut jak VW Golf I czy Fiat Uno. Wieść gminna niesie, że Florida była odrzuconym przez Fiata projektem Tipo. Czy to prawda? Tego nigdy się nie dowiemy. Z pewnością możemy tylko stwierdzić, że Włosi z ItalDesign zaprojektowali samochód w swoim stylu: oszczędny w formie, ale zgrabny.
Floridę oficjalnie zaprezentowano 19 lutego 1987 roku w Kragujevacu. Debiut cechował rozmach: wynajęty hotel, hostessy, 150 dziennikarzy i obecność premiera. Niewiele brakowało a nowy model nazywałby się… Sonata. Podobno, dopiero na krótko przed prezentacją Jugosłowianie zorientowali się, że nazwy Sonata używa już Hyundai. Szybko wybrano w zamian nazwę Florida. Argumentowano ją tym, że dzięki dużemu przeszkleniu pojazdu, jego pasażerowie mogli się poczuć jak na słonecznej Florydzie. No cóż, jak widać fantazja marketingowców nigdy nie znała granic, nawet za żelazną kurtyną.
Produkcja Floridy ruszyła 2 października 1988 roku. Zakładano, że docelowo fabrykę ma opuszczać nawet 100,000 egzemplarzy rocznie, z czego aż 70% miało trafiać na eksport. Niestety, zmiany polityczne i działania wojenne w Jugosławii skutecznie pokrzyżowały te plany. Samochód oczywiście eksportowano (na niektórych zachodnich rynkach pod nazwą Sana), ale tylko w śladowych ilościach. Przez 20 lat produkcji wyprodukowano raptem 30,150 sztuk.
Pomimo przeciwności wynikających z ograniczonego budżetu, Jugosłowianie starali się podtrzymywać atrakcyjność swojego produktu. Wielkim nakładem sił Floridę zmodyfikowano w 2001 roku, korzystając z pomocy francuskiej firmy Heuliez. Przy okazji, powrócono do marki Zastava. Kolejną próbę uatrakcyjnienia modelu podjęto w 2005 roku, montując w nim silnik diesla 1.4 HDI. Z powodu wysokich kosztów produkcji powstało tylko 18 egzemplarzy z tym silnikiem.
O miniaturze
Modelik pochodzi z chorwackiej serii gazetowej Legendarni avtomobili. Prezentuje poziom typowy dla wydawnictwa deAgostini. Oznacza to, że wymagał pewnych modyfikacji. Poprawione uszczelki szyb, głębia wlotu powietrza z przodu, barwienie tylnych świateł, malowanie wnętrza i tablice rejestracyjne to zakres przeprowadzonych przeze mnie zmian. Wszystko trwało dłużej niż bym tego sobie życzył, gdyż nad modelikiem krążyło jakieś fatum.
Jeszcze na początku prac modelik wypadł mi z ręki. Na szczęście udało się go w porę złapać. Niestety, w wyniku tej akcji ratunkowej oderwała się tylna wycieraczka. „No nic. Może później uda się dolepić” pomyślałem. Wziąłem się za wymontowanie szybek. Niby wszystko szło dobrze, ale okazało się, że mocowanie bocznej szyby pękło. Oznaczało to, że cały boczny panel szyb trzeba będzie podlepić. To nie tragedia, tego w końcu nie widać. Niestety, w trakcie lepienia nadmiar kleju wpłynął na przednią szybę, trwale ją odbarwiając. Tu już żadna magia pomóc nie mogła. Potrzebna była druga Florida na dawczynię części. Ja straciłem cierpliwość, więc autko poszło na półkę.
Po bliżej nieokreślonym czasie, postanowiłem wrócić do projektu pt. „Florida”. Dawczyni części, czyli Florida numer 2 już przybyła, więc można było wyjąć z niej przednią szybę. I od razu falstart. W trakcie prac ułamałem lusterko wsteczne. Trochę lipa, ale nic to. Jakoś się wlepi. Teraz trzeba wyjąć odbarwioną szybę z Floridy numer 1. Zero problemów! Ufff… Dostrzegłem jednak, że niektóre malowania uszczelek były nierówne a część z nich się starła. Koniecznie do poprawki! Chwytam więc marker w dłoń i maluję, poprawiam. Idzie mi nawet nieźle, aż tu nagle… Jakieś drżenie ręki, jakiś spazm i gruba krecha na nadwoziu gotowa. Ja już mam powoli dosyć. Ale nie można się poddawać! Zmywacz do paznokci, chusteczka i działamy. Krecha ładnie zeszła. Kryzys zażegnany? No właśnie nie. Okazało się, że chusteczka była zbyt mocno nasączona i nadmiar płynu razem z rozpuszczonym tuszem wlał się na boczną szybkę. Dla małego kawałka plastiku to był wyrok śmierci. Trzeba wymieniać kolejny element. Cytując klasyka “Dżizas, ku**a, ja pie****ę”.
Po tym incydencie moje pokłady cierpliwości zupełnie się wyczerpały i auto po raz kolejny powędrowało na półkę, na której znowu spędziło dużo czasu. Kiedy natchnienie i cierpliwość wróciły, prace ponownie ruszyły. Zła passa się jednak nie skończyła, bo w trakcie prac wykończeniowych przez przypadek odłamałem boczne lusterko. Sił na nerwy już nie miałem, więc ze spokojem wymieniłem je na to z Floridy numer 2.
Po tych wszystkich perypetiach, na początku maja w końcu udało mi się skończyć Floridę. Co za ulga! Z finalnego efektu jestem ogólnie zadowolony, choć drażnią mnie przednie światła. Chciałem je podmalować lub podlepić czymś srebrnym, aby wyglądały naturalniej, niestety okazało się to niemożliwe. Ktoś mądry inaczej uznał, że przylepienie ich prosto do nadwozia będzie dobrym pomysłem. Zaznaczam – to nie był dobry pomysł, gdyż w konsekwencji nie da się przednich świateł ani podważyć ani odlepić. Musi zostać tak jak jest a ja muszę się z tym pogodzić.
*********
The plan was beautiful – the new car was meant to push Yugoslavian economy forward, change the brand’s image in Western markets and show that even behind the Iron curtain you can build a modern car. Unfortunately, these ambitious plans were torpedoed by the warfare in Yugoslavia.
Development of a successor for the Zastava 101, which was a Yugoslavian version of the Fiat 128, began in 1983. From the outset the new car was primarily targeted for export, so the Yugoslavians were bending over backwards to make sure their car was as competitive as possible. As one can easily imagine they first turned to Fiat. The Italians offered a license for their latest model – the Tipo, however this offer wasn’t well received. In Yugoslavia they didn’t want yet another license. They figured that designing their own chassis is well within their reach. The engines turned out to be a problem. Developing modern units would be too expensive, so once again Fiat was asked for technical support. However, the Italian answer was firm: either the whole license for the Tipo or nothing. Well, where there’s a will, there’s a way! The Yugoslavians quite quickly came to an agreement with Nissan. Such an exotic collaboration was almost becoming a reality, when people from Fiat returned, visibly annoyed at the prospect of a new cooperation. Now they offered exactly what the Yugoslavians wanted: modern engines.
The only thing missing now was the body. Once again, trust was placed in the Italians. The responsibility was given to the famous design company ItalDesign, renowned for the look of cars such as the VW Golf I or the Fiat Uno. The rumour has it, that the Florida was a rejected design of the Tipo. Is it true? That we will never know. We can only be sure that the Italians designed a car in their unique style: modest in form, but shapely.
The Florida was officially presented on 19th February 1987 in Kragujevac. The debut had a great panache to it: a hired hotel, hostesses, 150 journalists and the presence of the Prime Minister. The car was due to be called…Sonata. Apparently, only shortly before the ceremony the Jugoslavians realised that the name Sonata was already used by Hyundai. The name Florida was quickly chosen instead. It was explained that because of high glass surface of the vehicle, its passengers could feel as if they were in sunny Florida. Well, it just goes to show that the imagination of marketing specialists never knew borders, even behind the Iron curtain.
The assembly of the Florida began on 2nd October 1988. Initial plans assumed annual production of up to 100,000 units, 70% of which would be exported. Unfortunately, political changes and the Yugoslav war upset these plans. The car was of course exported (as the Sana in some Western markets), but only in small numbers. In 20 years only 30,150 units were made.
Despite the adversities arising from a limited budget, the Yugoslavians tried to maintain their product’s appeal. With great effort Florida was modified in 2001, with the help of the French company Heuliez. A return to the Zastava brand was also made. Another effort to increase the model’s market appeal took place in 2005. Florida diesel was introduced with Peugeot’s 1.4 HDI engine. Due to high production costs however only 18 examples were made.
About the miniature
The model comes from the Croatian partwork series Legendarni avtomobili. It exhibits a level of quality typical for deAgostini products. This means that it required some modifications. Adjusted black trims around windows, a black front grille effect, correction of the rear lights, painted interior and license plates are the changes I introduced. Everything took longer that I would’ve liked, because this model seemed to be jinxed.
At the very start the model fell out of my hand. Thankfully, I managed to catch it just in time. Unfortunately, as a result of this rescue operation the rear wiper snapped off. I thought “Oh well. Maybe I can manage to stick it back on later”. Then I began removing the plastic “glass” panels. Everything was going fine, but then one of the mountings of a side panel snapped. This meant that the whole panel would need to be stuck in. That’s not a tragedy though, afterall you won’t be able to see it. Unfortunately, during sticking it in, an excess of glue oozed onto the windscreen and permanently discoloured it. No magic could help here. A second Florida was needed for spares. I lost my patience, and so the car went on the shelf.
After an indefinite period of time, I decided to return to project “Florida”. The spare parts donor, Florida no.2, has already arrived, so I was able to take the windscreen out of it. And I set off on a wrong foot. Whilst taking it out I broke off the rear view mirror. A little bit pants, but that’s just life. It’ll stick in somehow. Now the time has come to remove the discoloured windscreen from Florida no.1. No problems there! Phew… However, I noticed that some of the black window trims are uneven and some rubbed off. Needs adjusting! I grab a marker in my hand, I paint, I tweak. It’s going pretty well and then… Some kind of hand tremor, some kind of spasm and before I know it, there is a big fat line on the model. By this point I am starting to have enough. But one can’t surrender! Nail varnish remover, a tissue and off we go! The line vanished. So the crisis is over? Well, no it’s not. It turned out that the tissue was too damp and the excess of liquid mixed with dissolved ink poured onto the plastic “glass” panel. For a small piece of plastic this was a death sentence. Another element needs to be replaced. Jesus f**ing Christ.
After this incident, my patience has completely vanished and the car went on the shelf again, where it spent a lot of time yet again. When motivation and patience returned, the works resumed. Unfortunately, so did the unlucky streak, because during adding final touches I snapped off the wing mirror. I had no energy for anger, so with great calmness I swapped it for one from Florida no.2
After all those adventures, at the start of May I finally managed to complete the Florida. What a relief! I am quite pleased with the final result, although the headlamps do annoy me. I wanted to paint them or stick something silver underneath to make them look more realistic, unfortunately this wasn’t possible. Someone thought that sticking them straight onto the metal model would be a good idea. Let me tell you – it was not a good idea, because consequentially you can’t lever or unglue the headlamps. They have to stay the way they are and I have to deal with it.
Yugo Florida (1:43) by IXO Partwork series – Legendarni avtomobili (deAgostini) |
Cześć Piotrze, jak zawsze Twoje poprawki przyniosły świetny efekt. Model prezentuje się jak rasowy gablociak. Samo auto to faktycznie przedziwna historia. Miało spore szanse na powodzenie, ale wyszła klapa. Nie mniej jednak, za próby i wysiłki należy się Jugosłowanom szacunek. Zastanawia mnie od jakiegoś czasu idea Legendarnych Samochodów, czy to ZSRR czy PRL czy krajów dawnego bloku wschodniego. Na logikę żadne z tych aut nigdy legendarne nie było chyba, że mówimy to z politowaniem;)
Pozdrawiam;)
Dziękuję za miłe słowa. Co do słuszności nazw „Legendarne…” to zgadzam się – jest wątpliwa. To raczej tylko taki chwyt marketingowy, bo przecież nie każde auto z okresu PRL jest kultowe. Bardziej precyzyjna byłaby nazwa w stylu „Auta okresu PRL”, ale pewnie mniej chodliwa
Pozdrawiam 🙂